Wschód słońca czyli wielkanocne śniadanie na trawie

Nie jestem rannym skowronkiem. Mam raczej naturę sowy. Kiedy zapada noc, kiedy cały dom śpi - ja zaczynam nocne życie. Uwielbiam tę ciszę, blask księżyca za oknem...to jest mój czas. To wtedy najczęściej czytam książki, pracuję na komputerze, robię plany na kolejny dzień, rozmyślam, marzę... Problem tylko, że rano muszę wstać, obudzić dzieci, zrobić śniadanie, kanapki do szkoły, przypomnieć o myciu zębów, o spakowaniu się...czyli taki codzienny poranny koszmar ;) 
Więc, gdy przychodzi wolny dzień to raczej nie zrywam się ciut świt, by nadrobić zaległości w sprzątaniu czy praniu. Nie mam też natury biegacza, który zaczyna swój poranek od treningu kardio.
A zatem...co mnie podkusiło, by w Wielkanocny Poniedziałek wstać o 4:30 rano? Ano, zachciało się głupiej babie (czyli mnie) wschód słońca zobaczyć. Zamarzyłam też spotkać gęsi, żurawie, bociana i zjeść wielkanocne śniadanie na pomoście nad Wigrami. I wiecie co? Moje marzenia się spełniły i to tylko dlatego, że wstałam ciut wcześniej :) 




Kiedy zaczęłam pisać ten post to aż się przeraziłam. Tyle fantastycznych zdjęć zrobiliśmy, że nie wiadomo było, które wybrać. Po godzinnym "klikaniu" stwierdziłam, że skoro to wschód słońca zainspirował mnie do tej wyprawy, to wschód słońca zostanie tematem przewodnim tego postu, a zdjęcia gęsi, żurawi i innego ptactwa, pojawią się innym razem (może jedno lub dwa wrzucę ;)). 
A zatem...niech przemówią obrazy ;) Może Was zainspirują. Może sprawią, że też nastawicie zegarek na wcześniejszą godzinę... 

5:30 księżyc na niebie... 



...księżyc w jeziorze...


...księżyc w oddali



Zbliża się 6:00 - zaraz zacznie się wschód słońca





Dla takich chwil warto wstać wcześniej... 




Słońce było towarzyszem podczas całej naszej wyprawy. Odbijało się w lusterku, w oczach, we włosach, w naszych uśmiechach. 



Co prawda miałam nie wrzucać innych zdjęć, ale nie potrafiłam oprzeć się... 
nie pochwalić się... 
Bo zobaczyć ptaki na zdjęciu to jedno, ale...zobaczyć je w naturze, a potem "ustrzelić" aparatem...to już zupełnie inna para kaloszy ;) 
To jest tak niesamowite uczucie, że aż brak słów... 

A zatem wrzucam moje pierwsze "ustrzelone" gęsi... 


...żurawia... 


...bociana... 


i ptaszka, którego nie znam ;) 



Ten dzień był wyjątkowy pod każdym względem. Również dlatego, że po raz pierwszy jadłam wielkanocne śniadanie na trawie, a dokładnie na kawałku sztucznej trawy, położonym na pomoście w Starym Folwarku nad Wigrami. 




To był niezwykły dzień... który trzeba powtórzyć :) 

Komentarze

Popularne posty