Esencjonalna BUŁGARIA, smakowity TEREMOK oraz niegościnny KRYM czyli moje smaki w Łodzi

Przez ostatnie dwa dni miałam przyjemność intensywnie "biegać" po Łodzi. Chciałam jak najwięcej zobaczyć, jak najwięcej popróbować. Głowa kręciła mi się wokoło, by nie przeoczyć żadnego niezwykłego muralu, których w Łodzi jest wyjątkowo dużo, o których w 2013 roku stacja CNN wyemitowała specjalny materiał. Starałam się też nie przegapić wyjątkowych szyldów i witryn (mój numer jeden to: "pruję, szyję, z tego żyję"), ale najwięcej czasu poświęciłam smakowaniu, z uwzględnieniem tych smaków, które mnie najbardziej interesują - czyli tych przyprawionych wschodem... 
Ten post to opis wszystkich miejsc, które odwiedziłam. Tych, które mnie pozytywnie zaskoczyły, tych, które przypomniały dzieciństwo i też tych, które niestety rozczarowały. Mam nadzieję, że przyda Wam się podczas łódzkich wędrówek... 




1. ŁÓDŹ STREET FOOD FESTIVAL - Piotrkowska 217 

To obecnie największe, cykliczne wydarzenie w Łodzi. Tu promowane są świeże dania w wersji "na szybko", to tu wjeżdżają na plac liczne food tracki, czyli restauracje na kółkach, tu też rozgrywają się pojedynki gwiazd  topowych programów kulinarnych.
Miałam okazję być trzeciego, ostatniego dnia, gdy odbywały się Mistrzostwa Burgożerców. I faktycznie, tego dnia, na niewielkiej powierzchni można było skosztować burgerów z różnymi dodatkami, z różnych stron świata.
Ja zdecydowałam się na kuchnię turecką i spróbowałam jagnięce kofty z warzywami, zawinięte w tortillę ( mrs.kumpir) prosto z Food Trucka "Przystań w Ortakoy", a moi znajomi na zestaw różnych chińskich bułeczek drożdżowych Baozi (pan.puh). Wszystko było smaczne i niezwykłe w smaku. 



Woda z saturatora - pamiętacie? 











2. SZAFRAN - KUCHNIA WSCHODNIA, ul.Kościuszki 132/Piotrkowska 217 

Miejsce to odwiedziliśmy podczas pobytu na Street Food Festival. Jak tylko zobaczyłam napis "kuchnia wschodnia" wiedziałam, że muszę tam wejść. Po przekroczeniu progu trochę się zawiodłam. Designerskie krzesła, szare i białe kolory, wręcz minimalistyczny wystrój... nie tego się spodziewałam w wystroju. Ciekawym rozwiązaniem było niewątpliwie nałożenie menu na materiał i zwijanie go w ruloniki stojące w wazonach na barze. Poza tym - nie mój klimat. No, ale zostawmy wystrój - w końcu najważniejsze są potrawy. Zamówiliśmy: barszcz ukraiński - zupę na mięsnym wywarze z wieloma gatunkami warzyw (15 zł), chinkali - gruzińskie sakiewki wypełnione mięsem wieprzowo-wołowym i rosołkiem (24 zł) oraz chicziny - cienki placek z ciasta wypełniony różnymi serami, smażony na patelni z dodatkiem sosu czosnkowego lub żurawiny (15 zł). 
Niestety smaki też nas zawiodły. Barszcz bardziej przypominał pomidorową (zostawiliśmy), placek był pozbawiony smaku, niedoprawiony (zostawiliśmy), jedynie chinkali były smaczne, mięso wyraziste, rosołek smaczny (zjedliśmy wszystkie 4 sztuki). 
Szkoda również, że na te trzy potrawy czekaliśmy ponad 40 minut. Przy zamówieniu kelnerka nie powiadomiła nas o tym, a kiedy zapytaliśmy się jak długo jeszcze trzeba czekać, otrzymaliśmy odpowiedź "około 10- 15 minut". Lokal może podobno pomieścić 40 osób, podczas naszej wizyty były jeszcze zajęte tylko dwa stoliki, więc aż strach pomyśleć ile trzeba czekać przy pełnej sali. Osobiście lepiej nas nakarmiono w kolejnym miejscu - również z wschodnią nutą...














3. PIEROGARNIA TEREMOK - ul.Piramowicza 11/13 lub Piotrkowska 36 (w oficynie) 

Najlepsza miejscówka w Łodzi (oczywiście moja - może Wasza będzie inna :) ) To tu zjadłam późne śniadanie. Próbowaliśmy różnych pierożków: wareników po kazachstańsku (z ziemniakami i cebulą - 12zł/10 sztuk), pielmieni syberyjskich (z wieprzowiną i wołowiną - 15zł/20 sztuk), ale NAJ, NAJ, NAJSMACZNIEJSZE okazały się ostre hinkali, z aromatycznym, ostrym wnętrzem wypełnionym pysznym rosołkiem oraz delikatnym, czerwonym od papryki ciastem (12zł/8 sztuk). Były tak smaczne, że wzięliśmy dokładkę :) Do tego fajnym dodatkiem okazały się sałatki funcioza (makaron ryżowy z warzywami na ciepło - 6 zł) i kamdicza (ziemniak cięty jak makaron na ostro - 6zł). Pełne menu znajdziecie tutaj 
Jedynym maleńkim minusem, było brak wystroju we wschodnim klimacie, ale jedzenie było tak pyszne, że przymknęłam na to oko ;) 









4. CAFE-BISTRO KRYM - Gdańska 47/49 budynek C 

Niestety to największe rozczarowanie mojego pobytu w Łodzi. Bardzo chciałam tam wpaść, bo znajomi mówili, że jest smacznie. Prowadzących bistro "Krym" spotkaliśmy na Street Food Festival. Nie chcieliśmy wówczas próbować prezentowanych pierożków, cukinii czy innych potraw, gdyż ze względu na warunki wszystko podgrzewane było w mikrofali (to zrozumiałe podczas festynu). Po wstępnej rozmowie z właścicielką ustaliliśmy, że pojawimy się u nich na obiadokolacji następnego dnia. Otrzymaliśmy także ulotkę z adresem, telefonami i godzinami otwarcia. W poniedziałek, po całym dniu zwiedzania, czując już pierwsze oznaki głodu, udaliśmy się pod wskazany adres. Jakież było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że bistro jest zamknięte. Według ulotki powinno być otwarte do 21.00 (była 19.00), strona na Facebooku (jedyna jaką Krym posiada) również wskazywała, że jest otwarte (nawiasem mówiąc ostatnia aktualizacja profilu to luty!). Na drzwiach nie było żadnej informacji dlaczego jest zamknięte, nie było również standardowej zawieszki w jakich godzinach Krym pracuje, a pierwszy telefon z ulotki okazał się nieaktualny. Nie będę ukrywać, że byliśmy wściekli. Ja oczywiście rozumiem, że czasami z przyczyn technicznych, rodzinnych czy zdrowotnych zamyka się restaurację wcześniej. Ale warto wówczas zadbać o klienta i zamieścić jakąkolwiek informację na drzwiach czy na facebooku. Tym bardziej, że dzień wcześniej obiecaliśmy, że wpadniemy. Cóż...bardzo mi zależało na tej wizycie, ale się nie udało. Może kiedyś...



5. RESTAURACJA BUŁGARSKA 69 - ul. Piotrkowska 69

Byłam tak głodna po "niegościnnym Krymie", że byłam gotowa nawet na kebaba, ale dzięki moim łódzkim znajomym trafiłam na niezwykle esencjonalną i sycącą Bułgarię. Miłe, ciepłe wnętrze z delikatnymi bułgarskimi elementami i sympatyczną obsługą. Ceny co prawda są restauracyjne, ale dania są solidne i treściwe i można spokojnie najeść się tam samą zupą (menu). My zamówiliśmy tylko i wyłącznie zupy i na więcej (uwierzcie) nie starczyłoby miejsca. Spróbowaliśmy: pileszka supa (zupa na bazie wywaru z kurczaka i warzyw z makaronem - 12 zł), gulasz supa (zupa gulaszowa z wieprzowiną - 14 zł) oraz bob s nadenica supa (zupa fasolowa z bułgarską kiełbasą - 14 zł). Wszystkie były pyszne i naprawdę bardzo sycące i jeśli ktoś uwielbia zupy to naprawdę warto wpaść do Bułgarskiej.










To były moje smaki, które odkryłam podczas 2-dniowego pobytu w Łodzi. Liczę, że przy następnym pobycie w tym niezwykłym mieście poznam nowe miejsca, a do niektórych lokali wrócę z największą przyjemnością jeszcze raz. I już na koniec wakacyjna rada ode mnie: jeśli jesteście w jakimś nowym miejscu nie bójcie się innych, regionalnych smaków. Schabowego możecie sobie sami usmażyć...w domu :) 

Komentarze

Popularne posty